
Czy bańka AI nadchodzi? Porównanie obecnej manii sztucznej inteligencji do bańki internetowej z 2000 roku
Od dot-com do AI — historia, która się rymuje
Wyobraźmy sobie rok 1998. Świat oszalał na punkcie internetu. Nowe spółki technologiczne wyrastały jak grzyby po deszczu, a inwestorzy byli przekonani, że odkryli przyszłość. Wystarczyło, że spółka miała w nazwie „.com”, by jej akcje rosły jak na drożdżach. Dwa lata później — w 2000 roku — nadszedł krach. NASDAQ spadł o niemal 80%, a tylko połowa firm przetrwała. Wielu inwestorów, którzy czuli się geniuszami, straciło fortuny.
Dziś, ponad dwie dekady później, na rynkach czuć bardzo podobną energię. Tym razem nie chodzi o internet, lecz o sztuczną inteligencję (AI). Wszyscy mówią o niej jako o „jednorazowej okazji inwestycyjnej”, a niektórzy twierdzą, że to początek czwartej rewolucji przemysłowej. Ale czy rzeczywiście „tym razem jest inaczej”?
Jak mawiał sir John Templeton, jeden z najwybitniejszych inwestorów XX wieku:
„Cztery najbardziej kosztowne słowa w inwestowaniu to: Tym razem jest inaczej.”
Siedem spółek, które rządzą rynkiem
Obecnie losy amerykańskiego rynku akcji — i większości portfeli inwestorów — zależą w dużej mierze od zaledwie siedmiu gigantów, określanych mianem Magnificent Seven:
Apple, Microsoft, Amazon, Alphabet (Google), Meta, Tesla i Nvidia.
Te siedem spółek odpowiada dziś za ok. 36% kapitalizacji indeksu S&P 500. Oznacza to, że nawet jeśli inwestor posiada jedynie jednostki funduszu indeksowego odwzorowującego S&P 500, to i tak w dużym stopniu obstawia właśnie te firmy.
Wszystkie one toczą kosztowny wyścig o dominację w dziedzinie sztucznej inteligencji. W 2024 roku ich łączne inwestycje w AI przekraczają 330 miliardów dolarów — więcej niż roczny PKB takich krajów jak Finlandia czy Portugalia.
| Spółka | Szacowane wydatki na AI w 2024 r. | Główne obszary inwestycji |
|---|---|---|
| Tesla | 5 mld USD | autonomiczna jazda, xAI |
| Apple | 10,7 mld USD | rozwój Siri i AI w urządzeniach |
| Meta | 60 mld USD | metaverse, centra danych |
| Alphabet (Google) | 75 mld USD | przebudowa wyszukiwarki i internetu z AI |
| Microsoft | 80 mld USD | OpenAI, superkomputery |
| Amazon | 100 mld USD | infrastruktura AWS pod AI |
To gigantyczne kwoty, które z jednej strony napędzają gospodarkę, a z drugiej — utrzymują ją przy życiu. Bez tak potężnych wydatków Stany Zjednoczone mogłyby już być w lekkiej recesji.
AI Money Machine – nowy mechanizm napędzający wyceny
Za kulisami tej technologicznej gorączki powstał niezwykle złożony ekosystem powiązań finansowych, który autor filmu określa mianem „AI Money Machine”.
W uproszczeniu wygląda to tak:
- Microsoft inwestuje miliardy w OpenAI,
- OpenAI płaci Microsoftowi za dostęp do chmury Azure,
- Microsoft wykorzystuje te pieniądze, by kupować chipy Nvidii,
- Nvidia z kolei inwestuje z powrotem w OpenAI.
Każda z tych firm księguje przepływy jako przychody, co podbija ich wyceny giełdowe. To trochę tak, jakby dwóch znajomych płaciło sobie nawzajem po 1000 dolarów za kopanie i zasypywanie tego samego dołu — każdy ma przychód, choć realnie nie powstała żadna wartość dodana.
Największym beneficjentem tej spirali jest Nvidia, której akcje wzrosły od czasu premiery ChatGPT aż o 1600%. Firma sprzedaje chipy wszystkim graczom w branży AI, a następnie inwestuje w tych samych klientów, by utrzymać popyt na swoje produkty.
Problem: AI wciąż nie zarabia
Pomimo gigantycznych wycen (OpenAI jest wyceniane na ok. 500 miliardów USD przy przychodach ok. 12 mld), większość firm AI nadal nie generuje realnych zysków. Modele biznesowe są oparte głównie na oczekiwaniach przyszłych przychodów, a nie na obecnych wynikach.
Wartość tych firm zależy więc od wiary inwestorów w nieprzerwany postęp technologiczny. A ten może napotkać poważne ograniczenie – tzw. data wall.
Data Wall – niewidzialna granica rozwoju AI
Przez ostatnie lata sztuczna inteligencja rozwijała się błyskawicznie, karmiona niemal nieograniczonymi zasobami danych z internetu. Jednak eksperci ostrzegają, że do 2027 roku AI „zje” większość dostępnych treści online.
Po osiągnięciu tego punktu tempo postępu może dramatycznie zwolnić, ponieważ zabraknie nowych danych do trenowania modeli.
Rozwiązaniem może być przejście z uczenia „na danych” do uczenia „na doświadczeniu” — tak jak robią to ludzie. Ale to wymaga zupełnie nowego podejścia technologicznego.
Czy to bańka?
Obecna sytuacja nie jest kopią bańki dot-com, ponieważ firmy AI mają realne zastosowania i potencjał do zysków. Jednak mimo to, symptomy bańki są widoczne:
- nadmierne wyceny,
- sztucznie zawyżane przychody,
- geopolityczna rywalizacja USA–Chiny,
- ograniczenia rozwoju technologicznego.
Nie da się jednoznacznie stwierdzić, czy jesteśmy na początku nowego „złotego wieku technologii”, czy bliżej końca spekulacyjnego cyklu.
Jak inwestorzy powinni reagować?
Trzy zasady zdrowego podejścia do rynków:
Dywersyfikuj portfel.
Unikaj koncentracji w jednym sektorze. Oprócz akcji, warto mieć ekspozycję na obligacje, złoto, nieruchomości i kryptowaluty. Dobrym zabezpieczeniem są także spółki dywidendowe, które wypłacają zyski nawet w okresach spadków.
Kontynuuj inwestowanie systematyczne.
Nawet jeśli obecnie trwa bańka, regularne inwestowanie w szerokie indeksy (np. S&P 500) w długim terminie pozwala skorzystać z odbicia po spadkach.
Zwiększaj swoje dochody.
Wyższe zarobki to więcej kapitału na inwestycje. Warto rozwijać karierę lub dodatkowe źródła dochodu.
Podsumowanie: między rewolucją a iluzją
AI bez wątpienia zmieni świat — tak jak kiedyś zrobił to internet. Pytanie nie brzmi czy, ale kiedy i kto na tym zarobi. Jednak historia pokazuje, że każda technologiczna rewolucja przechodzi przez etap euforii i nadmiernych wycen, zanim stanie się codziennością.
Inwestorzy, którzy rozumieją tę dynamikę, nie będą panikować w czasie spadków — wykorzystają je do budowy majątku.
Bo choć historia się nie powtarza, to naprawdę często ręczy znajomym rymem.
